Główną zasadą wydawnictwa Zakamarki
jest publikowanie książek z wartościową treścią, dopracowanym językiem i
dobrą, niesztampową ilustracją. Taka właśnie jest książka Fridy Nilsson, szwedzkiej pisarki młodego pokolenia, która tym razem na warsztat bierze trudny temat adopcji. "Moja mama Gorylica" w
ciepły i dość absurdalny sposób opisuje historię Jonny - wychowanki
domu dziecka "Czysty Kąt", prowadzonego przez surową i bezlitosną Gerd,
której największą ambicją jest utrzymanie przybytku w sterylnych
warunkach, okupionych morderczą pracą podopiecznych. Zmuszanie dzieci do
fizycznej pracy, nieustanna kontrola i publiczne wytykanie wad i
błędów, tylko potęgują marzenia porzuconych dzieci o prawdziwym domu i
troskliwych rodzicach:
Za każdym razem, gdy pod dom zajeżdżał samochód, od razu oblepiały go
wszystkie dzieci. Przepychały się i torowały sobie drogę łokciami, byle
tylko pierwszym dobiec do samochodu, pokazać się gościom i może
wreszcie się stąd wynieść. Tak bardzo tęskniliśmy! Tęskniliśmy za
prawdziwym domem, prawdziwą mamą, taką z pięknymi włosami spiętymi w
kok, roztaczającą wokół siebie zapach perfum. Mamą, która martwiłaby się
stłuczonymi kolanami, mówiła "oj, ty moje biedactwo" i od razu
przynosiła plaster. I za tatą w wypastowanych butach, który od razu
biegłby kupić komiks dla swojego chorego na grypę dziecka.
Nieustannie "wyświnione łapska" Jonny niespodziewanie stają się furtką
do nowego świata, do którego zabiera dziewczynkę Gorylica. Wizerunek
nowej opiekunki okazuje się daleki od wymarzonego obrazu przyszłej mamy,
który towarzyszył Jonnie w chwilach największego smutku. Profesja,
którą zajmuje się właścicielka złomowiska też pozostawia wiele do
życzenia, tym bardziej, że sprzedaż rzeczy wyrzucanych na śmietnik
odbywa się na nieuczciwych względem klienta zasadach. Wysoka na dwa
metry i gruba jak beczka Gorylica okazuje się jednak istotą o wielkim
sercu, a jej zapyziałe mieszkanie w starej, opuszczonej fabryce to
najprzytulniejszy kąt, w którym Jonna poznaje uroki szczęśliwego życia
wedle zasady No panic on Titanic:
Wieczory robiły się coraz ciemniejsze i zimniejsze, ale w domu było
przytulnie i ciepło. Czarna sierść Gorylicy poprzyczepiała się do mojego
koca, tego w piernikowe serca. Na stoliku nocnym stał mój obtłuczony
mikołaj i było mu tam bardzo dobrze. Szczoteczka do zębów leżała w
szufladzie, od dawna nieużywana. Włosy miałam coraz bardziej
rozczochrane, a moje dżinsy były z każdym dniem coraz brudniejsze. Tak
naprawdę nie wyobrażałam sobie, że można tęsknić za czymś innym. Kto
marnowałby czas na wietrzenie pościeli i mycie, kiedy w życiu było tyle
ważniejszych spraw? Na przykład jazda na rowerze. Albo czytanie książek.
Albo zbijanie majątku na złomowisku. Albo siedzenie u Gorylicy na
kolanach w ciemne wieczory pod koniec września, jedzenie kanapek z
jajkiem sadzonym i słuchanie, jak deszcz uderza o szyby w suficie, wiatr
świszcze w ścianach, a ogień trzaska w piecu.
ilustr. Lotta Geffenblad |
Powrót do białych ścian, wypucowanych okien i gładko przyczesanych
dzieci byłby dla Jonny największym koszmarem. U Gorylicy czuje się
bezpiecznie, a dom, w którym mieszka wypełnia miłość, wzajemny szacunek i
zrozumienie. Nawet czystość, którą czasami udaje się osiągnąć wspólnymi
siłami jest inna niż w domu dziecka, bo niewymuszona pokrzykiwaniem i
łajaniem Gerd. Spokojny i niespieszny rytm życia Jonny i jej mamy
próbuje zniszczyć Tord Fjordmark - członek rady gminy, który w imię
zasady "po trupach do celu" próbuje pozbawić świeżo upieczoną mamę,
zarówno domu, jak i dziecka. Na pewno domyślacie się, że miłośniczka Olivera Twista
tak łatwo nie pozwoli zburzyć wspólnie wypracowanego szczęścia. Jeśli
jesteście ciekawi, jak zakończyła się ta piękna, choć kontrowersyjna
historia, zapraszam do lektury!
Jagoda Rychter
Frida Nilsson, Moja mama Gorylica, ilust. Lotta Geffenblad, tłum. Agnieszka Stróżyk, wyd. Zakamarki, Poznań 2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz