O tym, że zbliża się Dzień Zakochanych nie trzeba nikomu przypominać. Już z dwutygodniowym wyprzedzeniem jesteśmy zewsząd bombardowani propozycjami zakupu walentynkowych gadżetów, którymi możemy obdarować naszych sercowych wybranków. Mój stosunek do tego święta jest ambiwalentny. Nie przemawiają do mnie lukrowane kupidyny ani balony w kształcie serca. Wszystko to trąca kiczem, a od nadmiaru cukru robi mi się niedobrze. Jeśli miałabym szukać prezentu dla lubego z pewnością szukałabym na półce z książkami. Wyjątkową pozycją, którą polecam wszystkim są Dwoje ludzi Iwony Chmielewskiej - idealna dla nowożeńców i wszystkich tych, którzy rozpoczynają życie "w tandemie". I choć toruńska artystka podbiła koreański rynek, jak nikt inny celując we wrażliwość tamtejszej społeczności, niniejszy wpis nie będzie o niej, lecz o artyście zza miedzy Korei, czyli słynnym rysowniku z Tajwanu - Jimmym Liao.
Inspiracją do stworzenia książki Jak bawi się nami miłość stał się wiersz Wisławy Szymborskiej Miłość od pierwszego wejrzenia. Można powiedzieć, że jest to prozatorska interpretacja utworu, w której oszczędny i dyskretny tekst towarzyszy wymownym ilustracjom. Dwoje samotnych ludzi zamieszkuje starą czynszówkę i choć dzieli ich tylko ściana, nie są świadomi swojego istnienia. Gdy wychodzą z domu, nie widzą siebie nawzajem, bo zawsze ich kroki zmierzają w dwóch różnych kierunkach. Na sąsiadujących ze sobą ilustracjach widzimy lustrzane odbicie tych samych sytuacji, równolegle zachodzących w tym samym czasie, a nawet i miejscu. Kiedy on łata swój budżet, grając na skrzypcach w miejscowej restauracji, ona w tym samym czasie głaszcze kota pod jej oknami. Często stoją na tym samym przystanku autobusowym i przemierzają trasę tą samą linią metra. W końcu przypadek przecina ich proste równoległe, by przez chwilę mogli pójść jedną, wspólną drogą. Oboje mają poczucie, jakby się odnaleźli po latach, a wrażenie codziennej pustki pęka jak bańka mydlana. Nawet zima przestaje doskwierać i tylko dla nich zamienia się w wiosnę. Niestety los bywa kapryśny i zsyła na młodą parę deszcz, po którym żadne nie jest w stanie odczytać numeru telefonu na przemokniętej kartce. Pozostaną wspomnienia i nadzieja na kolejne, przypadkowe spotkanie. Czy odnajdą siebie w wielkim mieście? Tego już Wam nie zdradzę.
ilustr. Jimmy Liao |
Ile razy przypadek rzuca ludzi w te same miejsca i jak niewiele brakuje, by dwoje samotnych ludzi mogło podzielić swój los. Chodzimy tymi samymi ścieżkami, oddychamy tym samym powietrzem, doskwiera nam ten sam chłód i patrzymy na te same chmury. Czasem dzieli nas tylko ściana, piętro lub ulica, a jednak możemy się mijać całe życie, zupełnie nieświadomi tego, że nasze drogi mogą się któregoś dnia przeciąć i połączyć na zawsze. Myślę, że historia jest tak uniwersalna, że mogą ją czytać wszyscy. Podobnie jak książki Iwony Chmielewskiej, historia Liao jest swoistą medytacją nad tematem miłości i przypadku, który wielokrotnie steruje naszym losem. I takimi książkami warto obdarowywać najbliższych, bo będą wartościową pamiątką na całe życie.
Wszystkie ilustracje są dziełem Jimmiego Liao |
Minęło dwadzieścia lat od kiedy Wisława Szymborska została laureatką literackiej Nagrody Nobla, więc jest to idealny moment, by wrócić do jej poezji. Zostawiam Was z wierszem i życzę samych szczęśliwych przypadków.
Jagoda Rychter
Jimmy Liao, Jak bawi się nami miłość. Od pierwszego wejrzenia do uszczęśliwienia, przeł. Krzysztof Lipiński, wyd. Mireki, Warszawa 2004.
Wisława Szymborska
Miłość od pierwszego wejrzenia
- Oboje są przekonani,
że połączyło ich uczucie nagłe.
Piękna jest taka pewność,
ale niepewność piękniejsza.
Sądzą, że skoro nie znali się wcześniej,
nic między nimi nigdy się nie działo.
A co na to ulice, schody, korytarze,
na których mogli się od dawna mijać?
Chciałabym ich zapytać,
czy nie pamiętają –
może w drzwiach obrotowych
kiedyś twarzą w twarz?
jakieś „przepraszam” w ścisku?
głos „pomyłka” w słuchawce?
– ale znam ich odpowiedź.
Nie, nie pamiętają.
Bardzo by ich zdziwiło,
że od dłuższego czasu
bawił się nimi przypadek.
Jeszcze nie całkiem gotów
zamienić się dla nich w los,
zbliżał ich i oddalał,
zabiegał im drogę
i tłumiąc chichot
odskakiwał w bok.
Były znaki, sygnały,
cóż z tego, że nieczytelne.
Może trzy lata temu
albo w zeszły wtorek
pewien listek przefrunął
z ramienia na ramię?
Było coś zgubionego i podniesionego.
Kto wie, czy już nie piłka
w zaroślach dzieciństwa?
Były klamki i dzwonki,
na których zawczasu
dotyk kładł się na dotyk.
Walizki obok siebie w przechowalni.
Był może nawet pewnej nocy jednakowy sen,
natychmiast po zbudzeniu zamazany.
Każdy przecież początek
to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń
zawsze otwarta w połowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz